czwartek, 3 stycznia 2013

Miał być fame, jest...

...Słodko. Ale zacznijmy od początku! Wczoraj miałam rozmowę o pracę w sklepie pewnej jubilerskiej sieci, a co za tym idzie - chciałam wyglądać elegancko, ale nie przesadnie (czytaj: ubrałam beżowy trencz, eleganckie buciki i uczesałam porządniej włosy; taki strój przypłaciłam przeziębieniem, ale ja nie o tym), i udałam się do Wielkiego Miasta, żeby odbyć Poważną Rozmowę. Po drodze była Sephora. Przezorna ze mnie dziewczyna, miałam jeszcze trochę czasu, więc co zrobiłam? Wpadłam jak burza do perfumerii, chwyciłam tester Fame Lady Gagi, psik, psik i...rozczarowanie. Serio! Nie spodziewałam się co prawda zapowiedzianej krwi i spermy, ale takiego słodziaczka także. Pachnie jak dla mnie trochę tandetnie i kompletnie nie odzwierciedla tajemniczej buteleczki czy też osobowości Gagi. Jej fanką nie jestem, ale naprawdę, spodziewałam się jakiegoś wybuchu, mocnego akcentu, pościelówki, która spełni się nocami, ale niestety, nie jest to dla mnie. A prawie, no prawie dostałam je na święta, bo tak się zaparłam! Dobrze, że mój chłopak postawił na stare, dobre sprawdzone Red Jeans Versace. A co do pracy - oczekiwanie na telefon wykańcza!